[pl]
Noc wstała z martwych
cząstek dnia dzisiejszego. Blada pobudka powtórzenia mojego: Na
imię mam Саша, były Olek, przyszły nurek w Newie; ale i
nieśpiący.
Chłód iglasty się ze
mną wita w starym budownictwie, a ja liczę, ze wstrętnym mi
roszczarowaniem, warstwy swoje.
Pora na polar dnia:
Siatki z odzieżą
nieznajomych ludzi, czekają na mój cebulowy chwyt, szlaki łez.
Ręka mi się z czapką
czarną wynurza z wora, ubieram i w głowie kradnę: Spacery,
wspieranie, karmienie, czyszczenie skóry młodszej odemnie,
rozciąganie mieśni i kości zasiąknięte w miotące zaburzenia
ruchowe. Ale najbardziej kocham kraść kąpiel. Najlepszy dzień
(jutro), bo dziecięcy śmiech przebudzi i ukara najbardziej
wychylone zło, najbardziej ponure i roztropione stwierdzenia, raz w
tygodniu.
Dobrze, ze jestem w tym
miejscu, a nie zamiast niego gdzie indziej. Dcieciaki są czyste,
szczerzą zęby.
Nawilgocone paluszki
u rąk i stóp i ścinam im te paznokietki, miękkie jak masło. Para
unosi się dumnie w banji, jest przyjemnie, pachnie dziecięcymi
kosmetykami- umożliwiają sekundowe powroty do wczesnych lat
dziewiędziesiątych- a ręczniki złożone i wsłuchiwające się
grzecznie w ludzkie głosy. Ta tkanina trwała nie
może się doczekać gwałtownego chwytu, dotyku, użytku. Rozłożenie
i rozwój powietrzny własnej bawełny, pierwszego dotyku -spokojnego
i czułego- z ciałem dziecka.
No comments:
Post a Comment